Już na wstępie dostajemy informację, że film jest inspirowany muzyką, a ściślej - solowym albumem Jona. To nie pierwsza taka realizacja
Pellingtona, gdyż facet jest melomanem z wyobraźnią i dawał już temu przykład. Ma swój styl... wystarczy prześledzić jego realizacje. O
procesie twórczym Pellingtona wspominał Dave Grohl na planie teledysku do utworu "Best of you" (MTV Making the Video).
Film należy traktować jako byt muzyczno-filmowy. Twórczość zespołu Bon Jovi można lubić, bądź nie. Trzeba jednak przyznać, że solowy
album z 1997 roku jest solidny i spójny. Jest w nim klimat nocy, ciemnych uliczek, świecących neonów i nowojorskich barów. Nie trudno jest
zwizualizować sobie te obrazy w wyobraźni, ale sztuką jest to sfilmować.
Film jest moim zdaniem rewelacyjny pod względem jakości wykonania i gry aktorskiej. Świetna Demi, fantastyczny epizodzik Whoopi, Kevin
Bacon (który zawsze mi wyglądał jak brat Jona). Klimat, kadrowanie, kolorystyka, przeskakujące kadry, istna esensja i klimat lat 90. Wydaje
się, że twórcy filmowi bardziej niż teraz dbali o kadr, światło, środki wyrazu filmowego. Dzisiaj w erze HD i przerośniętej post-produkcji nie
jest to przecież takie ważne (niestety), prawda?
Kto teraz produkuje takie rzeczy?
Ten film jest dodatkiem do albumu, do książeczki, do tekstów i tak go trzeba traktować mimo, że był nim tylko "inspirowany".
Zanim obejrzysz... przesłuchaj album! Jest melodyjny i rockowy. Nie wieje tandetą a'la Nickelback więc nie będzie Cię to bolało.
Jeżeli pojawi Ci się coś w wyobraźni, zapamiętaj i poszukaj tego w filmie. Ja znalazłem kilka takich detali...